Etiopia – kraj pełen różnorodności, niezapisanych, ale wciąż żywych historii, legendarne miejsce złożenia Arki Przymierza, ziemia obiecana dla rastafarian i afrykańska kolebka chrześcijaństwa. A także ojczyzna naszego kochanego Ojca Ashenafiego i destynacja 2023-rocznego wyjazdu Dzieła na Misji.

Trójka wolontariuszek: Agnieszka, Agnieszka i Anna (o drugim imieniu Agnieszka) wyruszyły na początku sierpnia do deszczowej, górzystej Wassery. Na miejscu zostałyśmy przyjęte przez siostry franciszkanki – przyjęte jako swoje, więc już po chwili czułyśmy się tam jak w domu. Siostry pokazały nam Wasserę – nie tylko jej widoki i ważne miejsca, ale i kulturę, mentalność i samych ludzi budujących społeczność. Bez tego mogłybyśmy w pewnych momentach narobić więcej szkody niż pożytku. Znajomość realiów na miejscu – w tej konkretnej wiosce, tej konkretnej grupy ludzi – jest niezbędna, żeby móc mądrze i naprawdę dobrze pomagać. Żeby odpowiadać na potrzeby ludzi na miejscu, ale w sposób odpowiedni, a nie taki, jaki według nas może być właściwy. Jak bardzo się różnimy! Jak inaczej myślimy i ile rzeczy sami z siebie moglibyśmy przeoczyć, patrząc przez pryzmat tego, co już znamy lub naszych wyobrażeń o Afryce! Dzięki siostrom udało nam się wiele zrozumieć, poznać i zdziałać.

W Wasserze uczyłyśmy w szkole. Był to czas wakacji, ale mimo tego mnóstwo uczniów chciało przychodzić na nasze zajęcia, uczyć się. Nie wszyscy mają taką możliwość na co dzień. Edukacja w Etiopii jest płatna. Mimo że dla nas są to niewielkie kwoty (kilkadziesiąt złoty na cały rok szkolny), to wiele rodzin nie stać na opłacenie edukacji dzieci. Zresztą rodziny są wielodzietne – posiadanie sześciorga dzieci jest zupełną normą. Dzieci też często muszą pomagać rodzicom w pracy, na polu. Jak mają chodzić do szkoły, skoro ich rodziców ledwo stać na wyżywienie ich, a jeszcze muszą razem z nimi pracować? Jaka jest perspektywa edukacji, gdy trzeba wciąż zabiegać o przetrwanie? Gdy rodziny nie stać na podstawowe produkty? Nie potrafimy rozwiązać problemu ubóstwa w Wasserze, ale mogłyśmy zaoferować to, co miałyśmy – podzielenie się naszym czasem, naszą wiedzą – z wszystkimi, którzy do nas przychodzili na lekcje. Prowadziłyśmy dla dwóch różnych poziomów (podstawowy i bardziej zaawansowany) zajęcia z języka angielskiego i matematyki, a także zajęcia plastyczno-kreatywne dla najmłodszych dzieci. Uczyłyśmy także podstaw obsługi komputerów i korzystania z materiałów edukacyjnych, które wgrałyśmy na przywiezione laptopy. Prowadziłyśmy zajęcia przez 3 tygodnie. I mimo że jest to tak niewiele czasu, to każda z nas mogła dostrzec postępy wśród swoich uczniów. Nie mówiąc już o tym, jak bardzo się z nimi zżyłyśmy przez ten czas.

Pierwszą część dnia spędzałyśmy w szkole, natomiast popołudniami mogłyśmy zajmować się pozostałymi działaniami. Przeprowadzałyśmy fluoryzację dla wszystkich chętnych mieszkańców Wassery, a także zorganizowałyśmy cykl warsztatów dla kobiet. Podczas nich tworzyłyśmy wspólnie rękodzieła, tańczyłyśmy, rozmawiałyśmy, poznawałyśmy się. Ostatnie warsztaty dotyczyły tematyki ubóstwa menstruacyjnego. Brak jakichkolwiek materiałów higienicznych, problemy z dostępem do wody w porze suchej, brak jakichkolwiek środków przeciwbólowych i konieczność pracy nawet przy mocnych bólach menstruacyjnych – to tylko część problemów składających się na to ubóstwo. Podczas warsztatów rozdawałyśmy dziewczynkom i kobietom majtki i podpaski wielorazowego użytku, które przez lata będą mogły zapewnić im ochronę podczas menstruacji.

Niestety, z początkiem września musiałyśmy opuścić Wasserę. W dalszą drogę udałyśmy się do Hawassy – większego miasta, w którym mieszkałyśmy i działałyśmy razem z Misjonarkami Miłości. Spędziłyśmy tam 10 dni. 10 dni, podczas których nasze jedyne działania opierały się po prostu na „byciu”. Nie zrobiłyśmy tam nic „namacalnego”, nic weryfikowalnego, dającego jakiekolwiek wymierne efekty. Ale ta radość pacjentów, dzieci – tylko i wyłącznie z tego, że byłyśmy z nimi, zaśpiewałyśmy piosenkę, ścisnęłyśmy dłoń, śmiałyśmy się z nimi – była niezaprzeczalnym dowodem sensowności samej tylko naszej obecności. Często jest powtarzane, że ta Obecność jest właśnie tym, co najpiękniejsze i najważniejsze możemy dać od siebie. Prawdziwie tego doświadczyłyśmy w przytułku w Hawassie. I teraz myślę, że mimo iż jadąc tam, tak bardzo wiele chciałyśmy dać od siebie, to wracałyśmy o wiele bardziej obdarowane.